Rok wydania: 23 kwietnia 2021
ISBN: 978-83-8166-207-9
ISBN e-book: 978-83-8166-206-2
Kategoria: literatura obyczajowa
Stron: 144
Monika Sawicka pisarka. Urodzona 5 stycznia 1971 roku w Łodzi. Autorka, która do życia i do samej siebie podchodzi z dużą porcją humoru i dystansu. Swoich sił próbowała jako aktorka, lecz karierę zakończyła, gdy została żoną.
Książka trafiła do mnie dzięki udziałowi w Book Tour organizowanym przez Ewelinę Kwiatkowską-Tabaczyńską prowadzącą bloga Zaczytana Ewelka. Skusił mnie tytuł i okładka, które niewiele mówią, chociaż spodziewałam się czegoś innego. Przyznam się, że zazwyczaj nie czytam opisów, żeby książka mnie zaskoczyła. I czy tak było o tym się zaraz przekonacie.
"Nie bo piekło" opowiada historię 16 różny kobiet, rodzin, ciąż. Jest to opowieść o ciążach, które podchodziły pod aborcję, a działy się przed wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku i wprowadzeniu nowych zasad co do aborcja. Książka jest to obraz życia i decyzji.
Jak widać ciężko jest napisać parę słów co o samej książki, o czym ona jest, bo to nie mieści się w jednym zdaniu. Na pewno więcej będzie o niej tutaj. Książkę czytałam ze łzami w oczach. Historie przedstawione w "Nie bo piekło" są mi częściowo bliskie. Faktycznie nie musiałam przechodzić przed dylematem donosić czy usunąć, ale wiem co znaczy strata. Sama bowiem trzy razy poroniłam, w tym raz była to ciąża pozamaciczna o której dowiedziałam się w ósmym tygodniu. Czy mogę mówić o tym, że wiem co one czują, tego nie wie nikt, bo każdy ból jest inny.
"Czy można kochać nienarodzone dziecko? Bardzo. Ogromnie. Czy można za nim tęsknić? Strasznie. Aż do bólu."
I jeśli ktoś mocno pragnie tego dziecka, to czas kiedy się go traci nie ma znaczenia:
"Ból po stracie dziecka nie jest mniejszy, gdy dziecko jest mniejsze, nie jest większy, gdy dziecko jest większe. Ból po stracie to ból po stracie. Śmierć dziecka boli zawsze tak samo - nieważne, czy ma 12 centymetrów, czy 12 lat."
I wiem, że nie każdy to zrozumie. Niektórzy będą uważać, że to nie było dziecko tylko płód. Tylko te osoby nie rozumieją, że wraz z pozytywnym testem ciążowym, dla kobiet przynajmniej niektórych, jest to już mały człowiek- nadzieja. I naprawdę ciężko mi wczuć się w to co mogą czuć te matki, które muszą stanąć przed wyborem usunąć, czy donosić i z każdym dniem mieć nadzieję, że uda im się urodzić, a później i tak będą musiały je pochować (choć nadzieja umiera ostatnia). I jedno wiem, że lekarze w takich kwestiach (nie wszyscy) są nieczuli, bo sama to przeszłam słysząc "Poroniła Pani, bo jest otyła". Te słowa to jak cios zadany w serce. To co musi czuć kobieta, która chce/musi podjąć się aborcji, bo nie chce żeby jej dziecko cierpiało, bo nie chce przedłużać tego co nieuniknione, a chodząc od szpitala do szpitala jest upokarzana. Jestem katoliczką, wierzę w Boga, ale moim zdaniem religia nie powinna traktować i podejmować takich decyzji za te kobiety i ich rodziny. Przyznajmy szczerze, z tą decyzją będą żyły te kobiety już całe życie. I powinniśmy je wspierać, a nie jeszcze dobijać, bo to one w razie decyzji o donoszeniu będą się opiekować tym dzieckiem, nie kościół, nie politycy, którzy się po wszystkim wypną. Bo tak na prawdę o tym co my byśmy zrobili w takiej sytuacji, nie wiemy. I miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli się dowiedzieć. Książka uczy by nie oceniać nikogo, gdy nie znamy jego całej historii. Jest to druga powieść tej autorki, którą miała przyjemność czytać. Obie były oparte na faktach i obie poruszają. "Nie bo piekło" polecam, chociaż dla kobiet które straciły dziecko, będzie to ciężka lektura, zroszona łzami i bólem.
"Czy można kochać nienarodzone dziecko? Bardzo. Ogromnie. Czy można za nim tęsknić? Strasznie. Aż do bólu."
I jeśli ktoś mocno pragnie tego dziecka, to czas kiedy się go traci nie ma znaczenia:
"Ból po stracie dziecka nie jest mniejszy, gdy dziecko jest mniejsze, nie jest większy, gdy dziecko jest większe. Ból po stracie to ból po stracie. Śmierć dziecka boli zawsze tak samo - nieważne, czy ma 12 centymetrów, czy 12 lat."
I wiem, że nie każdy to zrozumie. Niektórzy będą uważać, że to nie było dziecko tylko płód. Tylko te osoby nie rozumieją, że wraz z pozytywnym testem ciążowym, dla kobiet przynajmniej niektórych, jest to już mały człowiek- nadzieja. I naprawdę ciężko mi wczuć się w to co mogą czuć te matki, które muszą stanąć przed wyborem usunąć, czy donosić i z każdym dniem mieć nadzieję, że uda im się urodzić, a później i tak będą musiały je pochować (choć nadzieja umiera ostatnia). I jedno wiem, że lekarze w takich kwestiach (nie wszyscy) są nieczuli, bo sama to przeszłam słysząc "Poroniła Pani, bo jest otyła". Te słowa to jak cios zadany w serce. To co musi czuć kobieta, która chce/musi podjąć się aborcji, bo nie chce żeby jej dziecko cierpiało, bo nie chce przedłużać tego co nieuniknione, a chodząc od szpitala do szpitala jest upokarzana. Jestem katoliczką, wierzę w Boga, ale moim zdaniem religia nie powinna traktować i podejmować takich decyzji za te kobiety i ich rodziny. Przyznajmy szczerze, z tą decyzją będą żyły te kobiety już całe życie. I powinniśmy je wspierać, a nie jeszcze dobijać, bo to one w razie decyzji o donoszeniu będą się opiekować tym dzieckiem, nie kościół, nie politycy, którzy się po wszystkim wypną. Bo tak na prawdę o tym co my byśmy zrobili w takiej sytuacji, nie wiemy. I miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli się dowiedzieć. Książka uczy by nie oceniać nikogo, gdy nie znamy jego całej historii. Jest to druga powieść tej autorki, którą miała przyjemność czytać. Obie były oparte na faktach i obie poruszają. "Nie bo piekło" polecam, chociaż dla kobiet które straciły dziecko, będzie to ciężka lektura, zroszona łzami i bólem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz