"Elżbieta, Filip, Diana i Meghan. Zmierzch świata Windsorów" trafiła do mnie, jak zawsze to bywa, z wydawnictwa "Muza", a za pośrednictwem mojej żony. Sam ją poprosiłem o zgłoszenie się do recenzji na podstawie jedynie tytułu... i zaraz się dowiecie czy było warto.
Książka została wydana w tym roku, a już stała się nieco nieaktualna, bowiem jak wiadomo zmarł książę Filip. W dodatku zmarł on właśnie w momencie gdy kończyłem jej treść, a po pogrzebie doczytywałem przewidywania autora co do dalszych losów monarchii. Piszę o tym także dlatego, że niejako przy okazji miałem możliwość posłuchania nieco innych ekspertów na temat monarchii Windsorów. Muszę przyznać, że autor prezentuje trochę inne podejście, a przynajmniej inne od tego co ci eksperci mówili publicznie. Jest to pierwszy plus tej książki.
Autor nie pracuje w brukowcach, lecz szanowanych mediach, więc można się spodziewać, że nie goni za tanią sensacją, a przeprowadza rzetelne śledztwo. W mojej opinii bardzo rzetelnie zbierał materiały ds. " Co jest z nimi nie tak i dlaczego?". Akcja rozpoczyna się w zasadzie gdy Elżbieta ma kilka lat, a jej ojciec niespodziewanie zostaje królem. Wychowywana jest, już jako następczyni tronu, bez jakiegokolwiek kontaktu z innymi dziećmi. Autor w wielu momentach stara się odgadnąć jak to mogło wpłynąć na późniejsze jej życie. Gdy ma lat kilkanaście poznaje swoją pierwszą wielką miłość (jak się później okazuje, równocześnie jej największy zawód miłosny) księcia Filipa właśnie. W kilka lat później, jeszcze jako młoda kobieta zbyt wcześnie chyba, po śmierci ojca zostaje królową. Od tego momentu jej poczucie obowiązku i ambicje jej męża powodują całkowite rozjechanie się ich dróg. Ale nie będę wam oczywiście zdradzał całości treści tej książki, to było na zachętę.
O pierwszym plusie tej książki już pisałem, drugim jest odbrązawianie postaci. Pan Rybarczyk stopniowo, dekada po dekadzie, ukazuję obraz ludzi z krwi i kości. Ich wady i zalety, namiętności i pragnienia, a także to co dla każdej z nich jest tak naprawdę ważne. Życie to zweryfikowało. Osobiście strasznie spodobało mi się obraz Diany "królowej ludzkich serc", przedstawienie jej w innym świetle. Nie gorszym, po prostu mniej mitologicznym, a bardziej ludzkim ze wszystkimi tego wadami. Ale żeby nie było za słodko, autor to mimo wszystko dziennikarz więc instynktownie goni za tematem. Tak jak w tytule księżnej Kate tam za dużo nie uświadczycie, a i Williama jest tam tyle ile chodzi o relację z bratem/ bratową. Ci po prostu robią co do nich należy. Meghan jest na topie. Meghan jest interesująca. Meghan zajmuje cały koniec książki i to na niej skupił się autor. Przeskok od Diany do Meghan jest aż za nadto wyraźny. Dla mnie duża strata.
Dobrze, już kończę. Czy polecam tą książkę? Tak. Jest napisana z ambicjami by wnieść coś nowego, ale nie na poziomie infantylnych pochwał albo krytykowania za wszelką cenę. Zaletą też jest to, że sam autor spędził sporo czasu (w tym okres zawirowań małżeństwa Karola i Diany) w samym centrum tego wszystkiego, w Londynie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz