14 maja 2020

Nigdzie indziej

"Nigdzie indziej"
Tommy Orange

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 04 czerwiec 2019
ISBN: 978-83-8116-636-2
Tytuł oryginalny: There There: A novel
Kategoria: literatura piękna
Stron: 392

       Tommy Orange urodzony i wychowany w Oakland w Kalifornii. Członek plemienia Czejenów i Arapahów z Oklahomy. Prowadzi zajęcia z kreatywnego pisania w Instytucje Sztuki Indian Amerykańskich. Wraz z żoną i synem mieszka w Angels Camp w Kalifornii. Tytułowa książka jest jego debiutem literackim.


          "Nigdzie indziej" trafiła do mnie dzięki udziałowi w Book Tour organizowanego przez Kryminał na talerzu


            Książka opowiada losy grupy rdzennych Amerykanów. Jest to dwanaście odrębnych postaci, których z pozoru nic nie łączy. Osoby te są w różnych kategoriach wiekowych. Historie są od siebie różne, niektóre dzieli miejsce albo czas. Te z pozoru nic nie łączące opowieści zmierzają do jednego celu. Celu którym jest Wielki Zjazd Plemienny w Oakland. Poznamy między innymi historię dwóch sióstr Jacqueie Czerwone Pióro i Opal Viola Wiktoria Niedźwiedzia Tarcza. Obie kobiety od bardzo dawna się nie widziały, obie mają swoje problemy i zmartwienia. Jacqueie w Oakland pojawia się po tym, jak kończy z piciem i chce w końcu pojednać się z rodziną. Zaś Opal na zjazd przychodzi jedynie po to żeby obejrzeć występ swojego wnuka. Poznamy wiele takich postaci, które mają swoje problemy i które sięgają podobnie jak Jacqueie po alkohol. Możemy  poznać organizatorów tej imprezy. Jest nią miedzy innymi Błękitna, która zajęła się tym przedsięwzięciem. Zjazd, który miał być wydarzeniem roku okaże się klęską roku, a stadion na którym się odbywa stanie się niemym świadkiem strasznych wydarzeń. Czy ta historia nauczy czegoś te osoby? Co się wydarzy w Oakland? Jakie historie jeszcze poznamy? I co jeszcze połączy uczestników zjazdu? Jaki nowy obraz rdzennych Amerykanów przedstawi nam autor?
        "Nigdzie indziej" jest to obraz opisujący życie, problemy, zmartwienia i rozmyślania różnych ludzi, których łączą wspólne korzenie. Każdy przedstawiony bohater bowiem wywodzi się od rdzennych mieszkańców Ameryki. Autor rzuca inne światło na te postacie. Ukazuje nam jak wiele problemów i uzależnień męczy ten naród, jak ciężko jest im żyć w tym świecie. Okładka i tytuł intrygujące i zaskakujące. Co do treści książki szczerze mówiąc mnie jakoś nie szczególnie wciągnęła. Jest to jak dla mnie momentami powieść o wszystkim jak i o niczym. Co muszę przyznać sama końcówka opowieści wciągnęła mnie najbardziej. Jak chcesz się czegoś nowego dowiedzieć o pierwszych mieszkańcach Ameryki to możesz spokojnie sięgnąć po tą książkę. Co do polecenia "Nigdzie indziej", to zależy kto co lubi, ale ja drugi raz nie sięgnełabym po nią. 

4 komentarze:

kryminalnatalerzu pisze...

Dzięki za udział w BT! :)

Anonimowy pisze...

Ta niby tam, pożal się Boże, recenzja, to taka, cytując klasyka, "nic nie łącząca opowieść", Pani Blogerko. Pasowałoby polszczyznę ciut podszkolić (że o umiejętności pisania już nie wspomnę), no i w ogóle mieć coś do powiedzenia o książce, którą się przeczytało, jeśli chce się na bloga zapraszać ludzi i odgrywać rolę literackiego
guru.

Aga pisze...

Błędy każdemu mogą się zdarzyć, bo nawet w książkach można nieraz wyłapać, człowiek jest tylko człowiekiem. Książkę przeczytałam i wyraziłam swoją opinię podpisując się swoim imieniem. Nie obrażając nikogo, każdy może mieć swoje zdanie, ale po co kogoś obrażać. Napisać łatwo, ale podpisać się trudno.

Anonimowy pisze...

Moje imię czy nazwisko nie ma tu żadnego znaczenia i nie o mnie tutaj chodzi... Powiedzmy, że od dłuższego czasu zawodowo zajmuję się, w pewnym sensie, wyłapywaniem błędów w książkach i mam spory szacunek do słowa pisanego, przez co blogi takie jak ten wyprowadzają mnie czasami z równowagi. Ale w moim poście nie widzę niczego obraźliwego ani nikogo "obrażać" nie zamierzałem. Po prostu lubię, jak różnymi rzeczami zajmują się ludzie, którzy się na nich znają, i tyle. Wiem, że mamy internetowy Hyde Park, a papier przecież i tak wszystko zniesie, ale prosiłbym pamiętać, Pani Blogerko, że littera scripta manet...